Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
138

śmy się przecie praw naszych, poddając, mamy je zapewnione; jeśli Miller braci naszych kapłanów powiesi sromotnie, pójdziemy wszyscy precz i od króla i od niego.
Zbrożek gorzko się uśmiechnął.
— Oho! — rzekł — nie czas się cofać ! pijmy piwo któregośmy sami nawarzyli sobie. Nie czas!
— Jakto? zawsze czas, — zawołał Karmiński — idźmy jutro wszyscy do niego, a powiedzmy mu śmiało prawdę: niech zdobywa, niech wojuje, ale zachwyconych zdradą nie znieważa, lub wara! Polska się ocknie.
— Już znieważył, — odparł Zbrożek — wiecie jaką noc spędzili w obozie, wiecie co z niemi czynili żołdacy. Święta suknia i oblicze kapłana Bożego poniewierało się w steku hultajstwa. A to słudzy patronki królestwa naszego! a to bracia nasi!
Karmiński pochwycił z kołka szablę i przypasał ją.
— Idźmy wręcz do Millera, — rzekł — idźmy zaraz, natychmiast, jutro odejdzie oburzenie nasze, minie nas szał poczciwy, serca się wyziębią, rozmyślemy i strusim, gotowiśmy patrzeć