Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
12

trzeba to przerwać, ukarać.... Powiedźcie naprzód, nie podejrzewacie kogo?
— Wszystkich, — rzekł gorączka Czarniecki, — a zwłaszcza niemców szołdrów. — Już ja to widzę jasno, że jakieś licho się plecie, bo ani posłuszeństwa, ani ochoty, jak uciął od dni kilku.
— I ja postrzegam toż samo, — rzekł Zamojski, — lecz nikogo mianować nie mogę i nieumiem, niemal wszyscy z załogi muszą być w spisku, od kilku dni nie wymodlić, nie wybić, nie wyłajać posłuszeństwa. Jak z kamienia idzie, — ruszają się niechętnie, servum pecus, serca gdzieindziéj, strzelają miękko, a ledwie z oka spuściwszy, już w podwórcu rady, szepty i jakieś konszachty.
— Jawno tedy że zdrada jest, — rzekł przeor, — i wola Boża, może niesprawiedliwy jestem, ale mi cóś mówi, że Wachler puszkarz jéj sprawcą i głową.
Na te słowa wszyscy jakby nagle światłem olśnieni, zawołali:
— Niechybnie on.
— Widziałem go jak omamiał ludzi.
— Po nocach się włóczy i szepcze.
— Zewsząd do niego chodzą...