Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
331

bębny odzywające się w różnych stronach wtórowały biesiadzie. Stół nakryty kilką obrusami różnego pochodzenia, ozdobionemi szlakiem szytym w herby domów polskich, a gdzieniegdzie w krzyże, dowodzące że nieszczędzono ołtarzy Pańskich; zalegały srébra staroświeckie niemieckiéj trybowanéj roboty; a na każdéj z tych sztuk bogatych inne znamię rodowe świadczyło, że były owocem rabunku. Były tam ogromne półmiski pańskie i kubek ślachecki jedynak pieszczony co stał niedawno w szafie za szkłem w spokojnym gdzieś dworku; potężne puhary misternych kształtów i owe sztućce podróżne z figurkami na rękojeściach, które dawniéj każdy przy sobie nosił i ulubionemi stroił je napisami i godłami. Xiąże Hesski, Sadowski, kilku polaków, półkownicy szwedzcy, stół dokoła obsiadali. Gdy wszedł Wejhard z Kalińskim, Miller się namarszczył, bo go za pierwszą przyczynę tych trudów i niesmaków uważał, i zaraz na pierwszym wstępie pokazał mu wiszącą jeszcze opodal na belce pętlę, na któréj skonał stary górnik Olkuski.
— Ot, widzicie, jaka to tu wojna, wieszać potrzeba sprzymierzeńców tych, których obiecywaliście nam u ludu.