Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
323

— Idź, — rzekł — idź, uciekaj...
Górnik nic nie odpowiedział, uczuwszy ręce wolne, bo mu je zaraz rozwiązano, obejrzał się i zawrócił w stronę, z któréj go wiedziono, do towarzyszów swoich. Kaliński nie miał czasu i niechciał oglądać się na niego. A tymczasem stary Waćek, poszedł do miny, którą rozpoczynali płacząc Olkuscy robotnicy pod razami szwedów; stanął na pagórku ręce złożywszy.
— Ej! bracia słyszycie, — zawołał, a toż na was patrzy Bóg i Matka Jego przenajświętsza! a wam nie wstyd małego serca, a wam nie żal pracować przeciwko Częstochowie. Niech biją i zabijają, rzućcie młoty i nie róbcie.
Kilku się wstrzymali z płaczem.
— Co my poradziemy przeciwko sile? przeciwko tylu?
— Niech katują ! — zawołał górnik, prędzéj u Pana Boga pomstę wywołają. A co to wy? cierpieć nie umiecie? komuż to jak nie nam, dać przykład? niech biją, cierpmy.
Wtém chwyciwszy go za kołnierz żołdak przerwał mu mowę; starzec się nie bronił, powleczono go ku ogorzałym belkom niedalekiego rozrzuconego domostwa; zwróciły się oczy braci na ten widok straszny. Jan Waćek szedł na śmierć,