Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
298

a niéma czczego słowa. Gotuj się na śmierć! gotuj się na śmierć.
Janasz aż się za głowę pochwycił?
— Więc muszę umrzeć?
— Umrzesz czy nie, a nie zaszkodzi ci o śmierci pomyśleć. Był któś w Częstochowie, co na ciebie płakał, a łzy idą daleko, wysoko; a jęk idzie szeroko, a Bóg wszystkiego słucha...
— Zkądże ty to wszystko wiesz babo! mów! przeklęta! mów! — zagniewał się Janasz.
— Wiatr mi mówił, ściany szeptały, nic nie wiem, któś płakał, i któś przestał płakać i leży tam gdzie i ty położysz głowę biedaku; w surowéj ziemi, pod darnią zieloną. O! nie tak to źle umrzeć, jak ci się zdaje! spokojnie, cicho! i wszystko skończone, a żyć!!!
To mówiąc jakby sobie swój chléb przypomniała, ucałowała go znowu, zaśmiała się wesoło, poskoczyła i znikła w ciemnościach.