Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
267

z boku od dwóch pierwszych z północy wymierzona, bardzo mocno z koszów plecionych zbita, którą szwedzi przez te dni przygotowali, wodą polewana i obmarzła najstraszniejszy miała pozór; w niéj dział ośm stały obwarowane szańcem twardym i podniosłym; dwie ostatnie ustawiono od kościoła Ś. Barbary i od zachodu.
Chwila oczekiwania, przerażającą była dla żołnierza w Częstochowie, szczęściem nie długo potrwała: szwed szybko się gotował, Kordecki chodził, zachęcał, rozgrzewał i ukląkł wreście na stopniach bastjonu, wołając.
— Módlmy się i Zdrowaś Marya!
Cicha modlitwa, która kończyła głośną Bogarodzicę, poprzedziła wystrzał szwedzki; ale razem z nim odezwała się znowu muzyka starą pieśnią kościelną, która serca podniosła.
Zadymiły baterje, huk rozległ się straszliwy i bomby, kule, granaty, karkasy, z ogniem, ze śmiercią wleciały nad mury klasztorne.
— Teraz w imię Boże, ognia! zawołał przeor, wznosząc do góry krzyżem pańskim uzbrojoną rękę — ognia.
Odpowiedziały razem działa Jasno-Górskie, a na mury posunęli się zewsząd żołnierze, bo i piechota szwedzka, minąwszy strzał działowy,