Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
235





XIV.

Miller niedługo w szopie na Częstochowieckich zgliszczach posiedziawszy, musiał się z niéj wybierać, rozkazawszy nieco opodal, na rumowiskach namiot swój rozbić. Na twarzy jego malował się gniew i upokorzenie tem gwałtowniejsze, że sobie poczynał jak z mnichami, a znalazł w nich ostróżność, przebiegłość i znajomość rzeczy najlepszych żołnierzy. Z każdego opuszczenia się jego i błędu, korzystano natychmiast, a poczynione ofiary oznajmywały, że klasztor myśli się bronić do upadłego. Chodził i mruczał; Wejhard, który go tu sprowadził, nie pokazywał się teraz; wysyłał po niego wściekając się posłańców, aż nareście hrabia niemając powodu i wymówki przybyć musiał.
Miller spotkał go zaraz wyrzutami: