Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
209

się zdawało; pozostała tylko w cieniach część murów północna i północno-zachodnia. Grzmiały działa do dwunastéj, popłoch i ruch w obozie był wielki, aż wreszcie pożar nie mając co niszczyć ustawać począł i strzelanie przerwano.
W chórze śpiéwali zakonnicy.
Po zabudowaniach klasztornych, ślachta piérwszą tę noc oblężenia przebyła w strachu i niepokoju największym: modlili się jedni, przysłuchiwali drudzy, niektórzy wchodzili na mury, poglądali na zniszczenie i tęskno dumali o jutrze. Przeor wyszedłszy z chóru, udał się po cichu za mury ku stronie północnéj, bo mu pożar folwarku, z przeciwnych baszt widoczny jeszcze, był przykrym nad miarę widokiem; obszedł część kortyny, a potém zstąpił w podwórze i począł oglądać wszystkie twierdzy zakątki, wszędzie witany hasłem...
A hasło było dnia tego: Marja Panna — Paweł święty!
Świéciło się jeszcze w mieszkaniu, które zajął pan Jan Lassota, i tu Kordecki kroki swe zwrócił, zapukał; gdyż wprzód jeszcze jęk głuchy i mowa niewyraźna oznajmiły mu, że nie spano. Wszedł więc i zastał na pościeli starca z głową schyloną, ze wzrokiem martwym; przy