Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

święconych. Hulaka, przy kielichu i biesiadzie miał czasem dzikie neronowskie instynkta, a nie mogąc ścinać, rozbestwiony bił i wymyślnie karał, bawiąc się męczarnią. Mało mówił, śmiał się tylko lub łajał; zresztą prosty człowiek, pióra w ręku nie lubił, a gdy szło o traktowanie, o listy, chętnie się drugiemi posługiwał. Straszniejszego człowieka nie miało wojsko Szwedzkie dla bezbronnych zwłaszcza, bo wcale nie myśląc o Karolu Gustawie i przyszłości jego, o zaskarbianiu sobie serc w kraju, szedł wszędzie jak plaga bez litości, a po sobie zostawił tylko pustki i węgle.
Średniego wieku, dobréj tuszy, Miller miał na oko postać dobrodusznego brzuchala, który zjeść i wypić lubi, i pośmiać się w dodatku. Nic w nim nie objawiało instynktów krwi chciwych i téj zimnéj srogości, która tém straszniejsza, że nie jest szałem i nigdy nie przechodzi, jest obojętnością i trwa ciągle.
Dla niego krwi przelew, jęk, prośba, łzy, były widokiem, lub całkiem chłodnym, albo szmerem dokuczliwym, ale niczém wstrętliwém i poruszającém; patrzał, słuchał, trawił spokojnie, bez wzdrygnienia siekł i siec pozwalał, zabijał z krwią zimną, z sumieniem dziecięcia co drga-