Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Krzepicom, i widać było, że Wejhard zmuszony do odwrótu, bo z swą garścią oblężenia przedsiębrać nie mógł, wściekle się rozjadł na zakonników, których chciał ustraszyć, a powitany został niespodzianie kulami, których się nie spodziewał. Stanął on usłyszawszy huk dział, poglądając na klasztor, potém na swoich, z których kilku uderzonych padli i puścił konia szybko, lecąc sam przodem, a za sobą wiodąc tłum zmięszany.
Przeor patrzał na to i modlił się natchniony, a łza toczyła mu się po męzkiéj twarzy, jeden Zamojski tylko stał przy nim w téj chwili; wzruszony chwycił go za rękę i wskazał mu ćmę odbiegających w nieporządku Szwedów.
— Szarańcza to rzekł, którą Bóg posłał na tę ziemię za grzechy nasze. Gdzie my? gdzie oni? jest-li stosunek jaki między nami i zkąd mogła wyrodzić się nieprzyjaźń? Jak dziwnych Bóg używa narzędzi, by grzesznych ukarać! A! tak! Grzeszni jesteśmy i dojmować nam będzie moc Boża aż do dopóki nie obaczemy się w grzechach naszych i nie padniemy głową posypaną popiołem, piersią skrwawioną, okiem załzawioném na ziemię, uznając winy nasze!.. Jak karał Bóg Izraelitów za bałwochwalstwo i niesta-