Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   29   —

— Przecież — odwracając się ku niemu rzekła Wanda — Dosi by nie zawadziło i coś widzieć i trochę się rozpatrzeć.
— A jej to po co? — odezwał się Wilczek — wysokiej edukacyi my nie potrzebujemy, a co dla zbawienia duszy wiedzieć potrzeba, to się nauczyło.
— Główkę, słyszę, ma Dosia bardzo otwartą — wtrąciła hrabina.
— A no, na to się skarżyć nie mogę — począł Wilczek — dziewczyna roztropna.... Com też ja umiał, a z książek miał i wiedział, tem się z nią podzieliłem.
Hrabina wpatrywała się w nią bacznie, ale i Dosia równie ciekawa badała strój, twarz i każdy ruch pięknej pani.
— Pewnie to najlepsza nauka, co z ojcowskiego serca płynie — ciągnęła dalej Wanda — ale pan Wilczek na to nie może mieć widzę czasu.
— A ja też, proszę pani — odezwała się Dosia. — O! żeby tak czas! jabym się uczyła bardzo chętnie i czytała a czytała, ale matce trzeba pomódz, a tu koło domu dużo roboty. Mamy proszę pani krówki i ptastwo, i gospodarstwo, no i o krośnach nie można zapomnieć, a ogród, to też pilności potrzebuje. Dzień od brzasku do wieczora jak mignął, i już go nie ma. Chyba w święto, albo w niedzielę, to się tam jaką godzinę poczyta.
— Ale to prawdziwie szkoda — mówiła hrabina — że przy takiej ochocie tak mało czasu. Coś by na to poradzić potrzeba, panie Wilczek.
Zamilkła chwilę, jakby się namyślała.
— Juściżby się kimś posłużyć znalazło, a Dosię by doprawdy trzeba dać jeszcze na naukę.
— A! niech Pan Bóg broni! — zawołał Wilczek — niech Matka Boska uchowa. Jabym ze strachu zdechł, żeby mi poczczciwego dziewczęcia nie popsuli, a głowy mu nie przewrócili!
Dosia się uśmiechnęła, kręcąc głową.