Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   28   —

— Pani hrabina — odezwał się stary kłaniając — wcale nie jest nam nieznajomą. A któż to pani na, okół nie zna, i kogo pani kiedy nie poratowała? Toć to szczęście takiego mieć gościa... bardzo proszę — mówił prowadząc. — Dosiu! — zawołał — krzesełka..
Hrabina ciekawem okiem rzuciła na dziewczę, ale jej znikło. W chwileczkę potem niosła jej zarumieniona stołek i ustawiała go przed dworkiem. Miała więc pani Wanda czas dobrze się jej przypatrzeć. Dosia była, jak na dzień powszedni, ubrana bardzo skromnie, w koszuli, kaftaniku, spódniczce ciemnej i fartuszku nie bardzo białym. Nie miała nawet trzewików, a ręce zakasane po za łokcie, zarumienione i opalone. Już chciała uciekać Dosia, gdy hrabina chwyciła ją za rękę i zatrzymała.
— Zatrzymaj-że się, moja piękna Dosiu — odezwała się słodkim głosem, wesoło — tylem o was słyszała, że radabym poznać bliżej.
— Dziewczę wcale bojaźliwem nie było.
— Pani słyszała o mnie? A od kogóż? — zawołała.
— A! od bardzo wielu osób.
— Od wielu! — powtórzyła Dosia myśląc — to już nie wiem, bo my tu mało kogo widujemy. Chyba, jak nasz pan był chory, to tu więcej się czasem gości trafiało, a tak...
— Pusto tu, cicho, ale ładnie — mówiła hrabina — a nie tęskno?
— Tęskno? a dlaczegóżby tęskno być miało, tać to raj, proszę pani — szczebiotało zupełnie już ośmielone dziewczę. — Taki śliczny las dokoła, łąki zielone, cicho, tylko pracować i modlić się, a Pana Boga prosić, aby ztąd nie wypędził.
— Szerszego świata nie jesteś ciekawa? — zapytała hrabina, a ojciec odpowiedział, uśmiechając się, za nią.
— My tu wszyscy swojemu radzi.