Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   23   —

— Ah! — zawołał Adryan zdziwiony — bardzo mi pana żal, żeś tak niewygodnie swój sentyment umieścił. Ciocia była długo nieszczęśliwą, i nie wiem, by drugi raz chciała iść do ołtarza. W najszczęśliwszym razie, zresztą, czyż nie widzisz pan, że stokroćbyś był z nią w trudniejszem położeniu, niż z tą różową i białą pokusą, dla której sam możesz być ideałem, i która cię słuchać będzie, gdy z moją ciocią...
Niedokończył.
— Rozumna uwaga, za którą dziękuję — odpowiedział Teodor — ale cóż, gdy tam serce ciągnie.
— A do Lizy?.
— E! to płocha pokusa.
Zaczęli się śmiać, pan Teodor odprowadził Adryana go ganku, pożegnał go, postanowił jak najmocniej na folwark już nie powracać, zasiadł w swoim pokoju, ale w kwadrans, Zamorski, Maciorkiewicz i trzech obywateli przyszli za zbiegami, aby ich prosić, by towarzystwa nie pozbawiali tak drogiej ozdoby i uczynili mu zaszczyt dotrwania z niemi Andryana już nie znaleziono. Teodor padł ofiarą, powracać musiał, pił znowu i całego rozumu swego potrzebował, by po wieczerzy sam na sam w oknie stojąc z Lizą, nie wyrzec nieodwołalnego słowa.
Tego dnia jednak na wargach mu drgając, nie przeszło ich. Teodor został ocalony. Liza nad rankiem rozbierając się w swoim pokoiku, zamyślona, tupała nóżką zniecierpliwości.
— To niegodziwy uwodziciel i zdrajca! — mówiła — gdybym się nie wstydziła, płakałabym ze złości. Doprowadzi zawsze prawie do... do ostatniego słówka, zdaje się, że już nic a nic nie braknie, tylko dokończyć syllabę. Nie! tej jednej syllaby niczem mu z ust wyciągnąć nie można. O! czekaj pan! gdy się pobierzemy, bo ja muszę być jego żoną, odpłacę za to, chybabym nie żyła! odpłacę!
Męczarnie pana Teodora w inny tylko sposób powtarzały się na pustelniku... Powrócił do zamku