Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ II.

Zbliżała się w istocie chwila wyjazdu Adryana, który jak mógł pobyt swój przedłużał w Zamostowie. Zajmowało go tu wszystko, ale któż wie, czy ten młody opiekun, któremu się tak szczęśliwie powiodło zbliżyć jednych, drugich pousuwać, który zdawał się jak z pionkami na szachownicy postępować z temi co go otaczali, nie mając do posuwania się na niej woli własnej, kto wie, czy ten panujący nad innemi chłopak, sam nad sobą panować umiał. Wieczory spędzane z pannami Zamorskiemi nie poruszyły wcale młodego jego serca, a rozmowa jedna z prostą dziewczyną, wyjść mu nie mogła z pamięci. Dosia wabiła go, jak zagadka. Za drugim razem spotkawszy się z nią, przekonał się, że pierwsze wrażenie mylnem nie było, dziewczę miało dlań urok dziwny. Nic nie mówiąc nikomu, a korzystając z pozwolenia pana Krzysztofa, poszedł w las jego polować sam jeden. Nie wiem, czy co zabił, czy co widział nawet, lecz tak się obrachować jakoś potrafił, że na skraju lasu z Dosią się spotkał. Wracała z poziomkami dla pana Krzysztofa.