Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   73   —

sposób zapatrywania się na przyszłość kochanej ciotki i aplaudował z całego serca.
— Cierpliwości tylko — mówił Adryan — w ciągu kilku tygodni wiele się daje uczynić, a z ciątką trzeba ostrożnie. Narzucić sobie nic nie da, ale to samo przyjdzie, zobaczysz pan.
Wielkie było podziwienie Zamorskich, których jadący, na przechadzce całą rodziną, przypadkiem spotkali na drodze, gdy ujrzeni dziedzica wracającego w towarzystwie nieznajomego, a tak pięknego młodzieńca. Wyjąwszy Zamorskiego, który nigdy tonu nie zmieniał i zawsze był jednaki, pani i obie panny spoważniały, zasznurowały usta, przybrały postacie krochmalne. Instynkt ludzki zawsze ten ostrożny chłód narzuca nam na widok nowych, nieznanych postaci. Zamorski podszedł do powozu, Teodor i Adryan wysiedli, a dziedzic przedstawił siostrzeńca hrabiny.
Wprawdzie hrabina rodzonej siostry nie miała, ale domyślano się, że pokrewieństwo to było... cioteczne. Zamorski nawet o rodzinie Brzoskich był dobrze uwiadomiony i przyjął młodzieńca z wielką uprzejmością.
— Rachuję na dobroć waszą — odezwał się Teodor — i zaprosiłem, ufając w nią, pana Adryana do nas na polowanie.
— Z duszy serca! zaraz na jutro zadysponuję; rozkazuj pan, jesteś w domu, jam sługa jego.
Panny gryzły końce parasolików, spoglądając z ukosa na ładnego chłopaka.
Liza mierzyła go oczyma, mimowolnie nastręczające się porównanie z Teodorem nie mogło wypaść na korzyść jego. Tylko, że z Teodorem była śmielszą, a tego się po troszę obawiała. Z oczu mu takie szatańskie zuchwalstwo błyskało!
Początki rozmowy były jak lód zimne; lecz po kilku słowach Adryan rozśmieszył panny, matkę ujął chwilową rozmową, ojca poufale pod rękę wziąwszy