Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VI.

Piękny pałacyk w Zamostowie, stał wpośród parku, utrzymywanego z wielkim smakiem i kosztem.Drzewa i kwiaty stanowiły jedyną zabawę i pociechę pięknej hrabiny, która wpośród nich tylko czuła się szczęśliwszą i weselszą. Stworzyła ona sobie z nich jakiś niby idealny świat, po za który rzadko się wychylała. Ogromny ogród ze staremi drzewami, ze stojącemi i drzemiącemi wody swemi, ze ścieżynkami krętemi, gubiącemi się wśród cienistych głębin, był najulubieńszą przechadzką pani. Nieustannie coś tu sadziła, obcinała, poprawiała, przerabiała, sprowadzając drzewa, przypatrując się ich wzrostowi, tworząc sobie jakiś sztuczny cel w życiu, które już żadnego nie miało.
Samotne życie wiodła hrabina Wanda. Mieszkała otoczona liczną dosyć, ale milczącą służbą, z jedną nie młodą i bardzo nie ładną towarzyszką, którą los najdziwniej jej narzucił. Panna Kornelia Salowska, była krewną Wandy, zwała się jej ciocią, ale że ten tytuł przykre na niej czynił wrażenie, zmieniła go na kuzynkę.