Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ IV.

Chata Wilczków stała na samym prawie skraju posiadłości pana Krzysztofa, którą w tej stronie opasywał najpiękniejszy las na pół sosnowy, w pół ze starych liściastych drzew złożony. Na granicy pozostawiane dęby olbrzymie pilnować się jej zdawały. Zaraz za niemi ciągnęła się łąka zielona, obrzucona gałęźmi zamiast płotu, które ją od napaści przechodzącego bydła broniły. Po nad rubieżą szła droga ubita, która niemal wszystkie sąsiednie wioski łączyła z najbliższem miasteczkiem.
Była też wybita i wyjeżdżona tak, że gdyby nie grunt nieco piaszczysty, mogłaby w mokry czas stać nieprzebytą. Po za nią już cudze widać było pola i na równinie w dali wioski, porozsiewane wśród pozostawionych gdzieniegdzie lasków, które świadczyły, iż przed laty jedna całą okolicę zalegała puszcza. Wrotka lekkie wiodły na drożynę, która przez łączkę kręcąc się biegła do chaty Wilczków, stojącej wpośród ogródka. Dworkiem jej nazwać było trudno, choć szlachcic pamiętał o ganeczku, i choć dwa słupki u drzwi postawił, aby się niemi od wieśniaczej chałupy