Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/381

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

373
JASEŁKA.

— Ja? nie wiem: przywiązuję się...
— Szacujesz?
Jerzy spuścił głowę.
— Do szacunku lat potrzeba długich.
— Co ci mówi serce?
— A! przyjacielu, serce się tylko niepokoi!
Otto przeszedł się parę razy po izdebce zadumany, i nic już nie powiedział.
— Maszże dosyć siły — odezwał się po długim przestanku, aby opanować przyszłość? Często ona od kilku chwil pierwszych zależy! Jak wystrzał, który im daléj idzie, tém chybiony daléj od celu odchodzi; tak życie, jeśli w pierwszéj chwili na włos wynijdzie z drogi, daléj już Bóg wie gdzie się zatoczy. Energii ci nie brak, uczucie tobą nie miota; któż wie? proza życia może być znośną! Ha, a Bóg da resztę!
Jak dziwnie jakoś Jerzy nie śpieszył się do téj, ku któréj powinien był lecieć na skrzydłach, widać było i z tego, że wstąpił do Zarubiniec, że tam pół dnia przesiedział, a po drodze jeszcze wysiadł nawet u Maksa.
Maks jakimś dziwnym przypadkiem był w domu, gdyż teraźniejsze jego życie ciągle go za próg wypychało. Tym razem prządł u nóg swojéj Omfalii nudę, którą szerokiém zdradzał ziewaniem. Rad też był niezmiernie staremu znajomemu.
— A! bardzo mi miło, że cię zastałem, zawołał Jerzy; myślałem, żeś i dziś u Jędrzejowstwa.
— Nie, odparł Maks jakoś kwaśno: nie! kilka dni już u nich nie byłem... Nudzą mnie, prawdę powiedziawszy; ta twoja pani tak tylko o tobie mówi i myśli, że mnie już niecierpliwi... Ot i to za grzech mi pewnie poczytają, że cię tu chwilkę zatrzymałem...
— Nie pojedzieszże ze mną? spytał Jerzy.