Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/371

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

363
JASEŁKA.

rzéj, wciąż ocierając oczy i za każdém przypomnieniem szczęścia zachodząc się znowu od płaczu, co sama pani z pigułek pochodzącemu osłabieniu przypisywała. Co teraz będziemy robili?
— Potrzeba się naradzić! rzekła p. Jędrzejowa.
— Więc, radźmy! jak najprędzéj radźmy!
Aneta widząc, że rada może jeszcze bardziéj uwydatnić słabą stronę ojca i zbyt mocną stronę matki, skinęła na Jerzego, by razem wyszli, i upojeni, cicho wysunęli się z pokoju. Teraz już nic im nie stało na przeszkodzie: wrota przyszłości dla zwycięzcy stały otworem; Anna jaśniała, promieniała, spotężniała swém szczęściem.
Jednak chwilami przychodziły jéj jakby wątpliwości jakieś, jakby obawy o szczęście przyrzeczone tylko; pilno jéj było uroczystą przysięgą potwierdzić obietnice dzisiejsze.
Szepnęła więc matce, aby ślubu nie odwlekano; chciała, by się odbył cicho i bez żadnéj wystawy. Jerzy w tém zupełnie się z nią zgadzał.
Wieść o oświadczeniu się tegoż dnia przebiegła piorunem okolicę. Dowiedzieli się o niéj razem hrabia i hrabina, już przeczuwający, że na tém skończyć się musi, nie będąc wcale postanowieniu przeciwni, i Otto, który od dawna takiego końca się lękał.
Maks śmiał się, zacierał ręce i jedném okiem pomrugiwał; uczucia jego trudno było odgadnąć. Nazajutrz rano Jerzy poleciał do Horycy, bo choć znał myśl i życzenie matki, chciał, by z ust jego dowiedziała się pierwsza o zmianie losu i nadziejach.
Po twarzy jego odzwierciedlającéj zawsze każde wzruszenie, poznała zaraz w ganku panna Moroszówna, że coś zaszło niezwyczajnego. Jerzy powitał ją