Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

351
JASEŁKA.

— A gdybyś się jeszcze dał namówić i zbliżył tak samo do téj poczciwéj Anety? dodała po cichu panna Izabella.
Jerzy nic na to nie odpowiedział. W sercu jego było bardzo tęskno, a obraz czarno ubranéj, klęczącej u grobowca Anety, często go prześladował, ale się przyznać nie chciał do tego.
Nie bez bicia serca przyjęła hrabina przybywającego do Zarubiniec Jerzego. Spłakała się, głowę na jego ramieniu złożywszy; ucałowała go w czoło, i milcząca usiadła przy nim, trzymając rękę jego w dłoniach drżących. Dla niéj Jerzy przynosił z sobą żywe wspomnienie córki; kochała w nim miłość jego dla swego dziecięcia.
— Jurasiu mój, rzekła: dobrześ zrobił żeś tu przybył. Bądźże łagodnym dla starego brata twojego ojca; pamiętaj, że on był ojcem Loli, która kochała cię i dla ciebie umarła. Ja pragnę, byś był naszym synem i starości osłodą. Może jest w tém trochę egoizmu, bo chciałabym mieć cię przy sobie, i choć mówić o niéj z tobą. Daruj mi... uczyń coś dla mnie biednéj.
Dziwnym trafem, który podobny był do obmyślanego kroku, hrabia po przybyciu Jerzego wszedł zaraz do żony — i on, co zwykle był bardzo śmiały ze wszystkimi, zdawał się być niepewien siebie i zmieszany. Przywitali się zimno, ale grzecznie. Hrabia pierwszy rękę do niego wyciągnął.
Rozmowę począć było trudno. Rajmund zawiązał ją w sposób wcale niespodziewany.
— No, cóż ty tam panie Jerzy (nigdy go wprzód po imieniu nie nazywał), zasiedziałeś się tam na Polesiu? To kąt zapadły.