Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

335
JASEŁKA.

— Biedny anioł! dodał Jerzy. Lecz byłoż to serce tak gorące przeznaczone na długie lata? mogłoż ono wytrzymać z tém, co je otaczało? nie byłaż lepszą od tego, z czém ją los związał? od nas i od wszystkich?
— Nie od was, przerwała Aneta, nawet w obec grobu odważając się na pochlebstwo: wy jesteście także taką jak ona wyjątkową istotą! Dwie wasze dusze szczęśliwie na krótko się spotkały, ale tym pocałunkiem żyć może ona w niebie... ty na ziemi... dodała cicho.
— A jednak, tęskno mi, duszno i ciasno tu, zwłaszcza gdy na ten grób patrzę, odparł Jerzy ze łzą w oku. Nie umiem nosić godnie płaszcza żałoby: cięży mi na ramionach.
Anecie oczy błysły, zamilkła.
Przeszli powoli około grobowca, a Jerzy spostrzegł świeżą kwiatków wiązankę rzuconą na stopnie, i pochylił się ku niéj. Połowa bukietu była oblana rosą, połowa zwalana pyłem, który na kamieniach osiadł; kwiatki napół przyciśnięte i zgniecione zdawały się skarżyć, choć razem ze świeższemi jeszcze zwiędnąć i uschnąć miały... Z wiązki téj Jerzy zerwał czarnego bratka i zatrzymał go w ręku.
Otto wciąż patrzał z daleka, a warga jego zwieszała się coraz smutniéj i czoło fałdowało groźnie. Jerzy powoli przeprowadził Anetę do fórtki, pożegnał ją u powozu, i stojąc popatrzał jeszcze za odjeżdżającą, bo i ona parę razy piękną główkę ku niemu zwróciła.
Tuman pyłu żółtego uniósł się na gościńcu, rozbił w chmurę, wirował, uleciał i zakrył powóz i cmentarnego gościa.