Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

325
JASEŁKA.

wiatr... a że kocham Jurasia jak brata, szczerze dla niego pragnąłbym szczęścia, które tylko poczciwa żona dać może.
— Czemuż nie sądzisz, że poczciwe, choćby zagrobowe uczucie nie daje także szczęścia?
— Ja jestem pospolity człowiek, rzekł Maks: z gliny prostéj — chcę mówić z mięsa i kości... sądzę o drugich z siebie... Tak mi się zdawało!
— I źle ci się zdawało, rzekł Otto. Dla ludzi jak Jerzy, ta kąpiel prozy życia, brudów i rzeczywistości, które nieustannie prać potrzeba, aby je nosić można, nie jest wcale łaźnią, coby uleczyła. Jego młodość boleścią się unieśmiertelnia, czystém uczuciem spotęgowuje: pierś jego tym ogniem oczyszcza się i złoci... Do téj piersi przycisnąłby na chwilę anioła, któryby mógł zmienić się kto wie w jakie zwierzę drapieżne w uścisku, i rozdarłby mu może poczciwe serce, wyssałby z niego resztkę wiary i miłości. Do czesię to zdało?
— Ale bo my się nigdy nie zrozumiemy.
— Tak, masz słuszność, odparł Otto; na to zgoda, i dajmy sobie pokój.
Obie rozmowy, jak widzimy, wcale się nie powiodły; a Jerzy i Otto wkrótce porozumiawszy się wzrokiem, wyjechali od p. Jędrzejowstwa. Maks sam pozostał.
Aneta siedziała w ganku na ławeczce, odprawiwszy matkę, odesławszy ojca, a łza niepostrzeżona spływała powoli po pięknéj jéj twarzy. Ale to była łza jakaś dziwna, samotna, sierota, wyciśnięta chwilowém uczuciem, które ścisnęło za serce; nie zmrużyło się od niéj oko, nie zarysowała twarz, nie zmarszczyło czoło; była jakby łzą pożyczoną, przeleciała wstydząc się