Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

324
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— On! z kimże? on!
— Z tą, która umarła, rzekł poważnie Otto.
— A! a! zlitujże się!
I Maks serdecznie śmiać się począł.
— Ostrożnie, przerwał Otto surowiéj: szydzisz w oczy człowiekowi, który jak on zaręczony z umarłą, dotrzymał grobowi wiary, posiwiał zachowując słowo dane mogile!...
Maks zmieszał się.
— No! tak! ale przyznasz, że on, tak młodym będąc...
— Byłem równie młody, gdym ją stracił.
— Zresztą nie każdy potrafi tak kochać jak wy, panie Ottonie... odparł Fermer.
— To komplement, rzekł Otto zimno. Każdy kto kochał, kocha; tylko ci, co nie kochali, ale się bawili, znudzić się mogli i zapomnieć. Jerzy kochał!
— Więc sądzicie, że tuby z tego nic być nie mogło? spytał niespokojnie Maks.
— Ja! ja nic nie sądzę!
— Ale jak się wam zdaje?
— Szacuję Jerzego, serca jego nie znam, ale wierzę, że gdy co mówi, nie kłamie... Wczoraj z nim razem byliśmy na jéj grobie.
Maks spuścił głowę.
— To istotnie miłość godna uwielbienia.
Otto zaczął w milczeniu palić cygaro, Maks powkładał ręce w kieszenie, i krocząc powoli, poszli ku gankowi.
— Powiedz mi, mój szanowny panie Maksie, odezwał się po chwili Otto: zkąd to ci te swaty przyszły do głowy?
— Mnie! swaty! Zmiłujże się, to było rzucone na