Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

288
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

gdy dosiadłszy wierzchowca wybiegł w pole jak ptak swobodny, niosąc tylko w sercu tęsknicę i na duszy brzemię, ale pan siebie i wśród ciszy rozmawiając tylko z lasem, niebem i wiatrami.
Nikomu nie powiedziawszy słowa dokąd jedzie, zapowiedziawszy, żeby się go rychło nie spodziewano, Juraś na swoim szpaku, którego sił i wytrwałości wypróbował, wolno z razu wyjechał za miasteczko; ale skoro z oczu stracił Horycę i ujrzał się w polu, gdzie go już niczyj wzrok śledzić nie mógł, ścisnął konia i poleciał.
Młody wierzchowiec wyciągnął się tęgim kłusem, i ruszyli tak szparko, że po parogodzinnym tylko wśród dnia spoczynku, stanęli na noc o parę mil od Robowa.
W karczemce było dużo ludzi powracających z jarmarku, a Jerzy przy koniu nocować musiał na słomie. Tryb ten życia nie był dla niego nowy: wspomniał na krymskie włóczęgi i ukraińskie wycieczki stepowe, i całą tę młodość swoją, która mu upłynęła w walkach i niewygodach a swobodzie; westchnął może do tych lat niepowrotnych...
Jak świt nakarmił sam i napoił siwka, który wyleżawszy się, gotów był do drogi; rzucił nań siodło i pośpieszył daléj. Gościniec wiódł go właśnie pod tę karczemkę nieszczęsną, w któréj się obwiesił Lacyna; stała ona jeszcze dotąd opieczętowana i sąd miał właśnie zjechać dnia tego. Maks blady i pomieszany czekał na urzędników ze śniadaniem przywiezioném z domu i koszem butelek; cicho coś szeptał na ucho Zuzi, która jak liść drżała, gdy Jerzy zatrzymał się, zobaczywszy go niespodzianie. Maks począł nań krzyczeć z całych sił, aby stanął, machać rękami i czapką