Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

283
JASEŁKA.

szyć nie mógł. Ależ pił! ależ ciągnął! No! i ty musiałeś się popisać regentowiczu. Hę? byłeś pijany, przyznaj mi się? Nie? Ba! Ale ze zbytniego gorąca i zaduchu dostałeś zawrotu głowy, nic więcéj. Dyabli cię skusili! Głupia rzecz! musiałeś paplać? Ale gdzież pieniądze? spytał się opatrując rzeczy. Ha! są chwała Bogu!
I wtém uderzył się po piersiach, gdzie miał schowany list w pochewce, zaczął go szukać i struchlał! Listu nie było!
— E! głupstwo! gdzieś wypadł w siano!
Zajrzał pod poduszkę... nie było; przetrząsł naprędce posłanie z gorączkowym pośpiechem... ani śladu.
Usta mu się trząść zaczęły.
— Ależ on zginąć nie mógł! nie! nie! Szukajmy-no jeszcze.
I pobiegł do okna, odrywając je, a okiennicę odpychając konwulsyjnie, aż ściany karczemki od uderzenia jéj zadrżały.
Światło wlało się ogromne do izdebki i oświeciło okropny nieład, który w niéj panował: ślady wczorajszéj orgii i snów niespokojnych. Roztrzęsione siano, rozrzucone posłanie, porozsypywane pakunki podróżne.
Lacyna nie mając czasu do postrzeżeń, jak stał, począł znowu krzątać się około wyszukania listu. Pot kroplisty lał mu się z czoła, wargi drżały, ręce dygotały. Przerzucił pościel, przebrał siano po ździebełku, opatrzył kąty izdebki i śmiecia w nich nagromadzone, szukał po kieszeniach, w odzieniu, na stole, pod stołem i ławą, a gdy raz i drugi przetrząsł wszystko, padł na ziemię jak trup blady i znękany.