Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

269
JASEŁKA.

Maks stanął we drzwiach z miną zwycięzką, wesołą, rozpłomienioną, i uśmiechnął się, ukazując jéj z daleka w palcach biały zapieczętowany papierek.
— Dzień dobry pani! Wie pani co to jest?
— Cóż to być może? surowo spytała Aneta.
— Niech pani zgaduje...
— Kobiety zadają zagadki, ale zgadywać ich nie są obowiązane.
— No! to ja pani powiem...
I zbliżył się, pewien skutku jaki uczyni objawienie tajemnicy.
— Przypomina sobie pani, cośmy tu wczoraj mówili o Loli i Jerzym... Wyjechałem ztąd późno, i traf chciał, że właśnie...
Tu począł po swojemu opisywać, jak zajechał do karczemki, jak w niéj napiłego znalazł Lacynę, jak się ten przed nim z poselstwem wydał, i jak mu potém z kieszeni wypadł sam list do hrabianki. Naturalnie, obawiając się, aby nie została skompromitowana, musiał go Maks podnieść i schować...
Fizyognomia Anety w czasie tego opowiadania zdradzała żywy niepokój, owszém nieukontentowanie, niecierpliwość, oburzenie prawie. Maks nie zważając, ciągnął daléj:
— Pamiętny tedy tego, coś mi pani mówiła, bojąc się, by ten list kompromitujący nie walał się po świecie, musiałem go wziąć; a wiedząc, jak troskliwie czuwasz pani nad tą nieszczęśliwą, aby większym w przyszłości cierpieniom zapobiedz, składam zdobycz w ręce przyjaciołki...
Ale panna Aneta cofnęła się o kilka kroków, napozór przelękła i oburzona.
— Co pan mówisz? zawołała; ja sobie życzyłam?