Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

262
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Jest podobieństwo, dodał Maks. Ja byłem i jestem w wielkiéj z Jerzym przyjaźni, a coś także o tém wiem, bo dla mnie on sekretów nie ma.
— Doprawdy? spytał Lacyna.
— Przecięż to ja Jerzego pierwszy w te strony przywiozłem; ze mną on tu przybył, razem dawaliśmy ów koncert sławny, na którym go ojciec poznał. To mój serdeczny druh.. O! my z nim jak dwaj bracia. Dla tego — dorzucił Maks z przyciskiem — mówię, że coś i ja wiem, bo wszystko wiem...
— A! a! odparł Lacyna, nabierając uszanowania dla Maksa — to co innego.
Ale jeszcze się ukąsił za język.
— Dla tego to, dokończył Maks patrząc mu w oczy, wiedząc, że wpan jedziesz z tamtych stron, pragnąłem się zbliżyć do niego, aby się czegoś o tym poczciwym naszym Jurasiu dowiedzieć. Ta jego nieszczęśliwa miłość nadewszystko mnie obchodzi; bo co to te biedne dzieci cierpią! Gdyby mnie słuchał lub chciał się poradzić; ale...
Lacyna wciąż milczał. Podano herbatę.
— Gdyby zamiast nieznajdującego się tu rumu, dolać kroplę przedziwnej starki? zaproponował spojrzawszy na Maksa.
— A dobra starka?
— Starka nasza? z Horycy! to sławna przecię, pięćdziesięcioletnia! Ani słychać, ani poznać, że to wódka. Nektar, panie, expresse ambrozya, albo raczéj najdoskonalsza jamajka!
— A no! to spróbujemy.
Lacyna dolał zaraz Maksowi, który jako ex-artysta obowiązany był mieć tęgą głowę, a niemniéj nie skąpił i sobie, choć już czuł, że mu się we łbie mroczy