Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

219
JASEŁKA.

— A! rozumiem! dodał po chwili. Myśl ta tylko w głowie tak niedołężnéj jak ona kobiety urodzić się mogła; ona to sama skleiła. Ale na Boga, nie dopuszczę, by co z tego wyrosło! nie pozwolę! Zaprzęgać konie!
— Ale, proszę jaśnie pana, wtrącił Malczak przelękniony gniewem hrabiego: może to jeszcze wszystko bajki.
— Zaprzęgać mi konie! krzyknął groźnie hrabia, zrzucając szlafrok. A ty tymczasem pamiętaj, aby mi tryb żelazny dopuścić do miary; rozmiar ci dałem.
— Ale, gdyby...
— Nic gadać! ruszaj po konie! ja jechać muszę! Słyszałeś?
— Bo ja — dorzucił Malczak drżąc — z obowiązku wygadałem się. Zwyczajnie, co człek posłyszy, to niesie do swojego pana. Zresztą kto tam wie!
— Cicho! mnie wiedzieć co fałsz a co prawda; uczyć mnie niepotrzeba! Rozumiem jak rzeczy stoją. Dobrześ zrobił, żeś mi powiedział wszystko; reszta do mnie należy. Zaprzęgać konie!
Malczak trochę przestraszony zbyt szybkiemi skutkami zdrady, poszedł rad nie rad kazać konie zaprzęgać; ale znał hrabiego i wiedział, że tylko w pierwszym zapędzie jest niepohamowany, starał się aby konie mogły być dopiero za parę godzin gotowe; potém gdy już stanęły przed gankiem, przybiegł z owym trybem i rozmiarem, zaczął rozpytywać o jakieś koło, wrzucił coś o jakiéjś machinie, o któréj pragnął się objaśnić, i tak kilka dobrych godzin zmarudził, aż hrabia znacznie ostygł. Chmura jednak nie zeszła mu z czoła i wyjechał zasępiony.
W drodze znowu mocno się myślami własnemi roz-