Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

208
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Rozgadano po sąsiedztwie Bóg wie co, przykro mi, boleśnie... Ledwiem ją parę razy widział, a już plotą, że się o pannę staram...
— To ci krzywdy nie robi.
— Ale czyni ją pannie.
— No! a gdyby się sprawdziło?
— Właśnie, że sprawdzić się nie może.
— Dla czego nie może? nie łap ryb przed niewodem. A jeśli ci się podoba, jeśli się ty podobasz, jeśli się pokochacie? Co nie jest, to być może, i bardzo może.
— Jeszcze raz powiadam ci doktorze: być nie może.
— Toś już za katy uparty, ale dla czego?
— Dla tego, rzekł ciszéj Jerzy cedząc po słówku: że ten kto komu innemu przyrzekł i dał słowo, a jest uczciwym człowiekiem, słowa sercu swojemu i osobie wybranéj dotrzymuje.
Doktor stanął zdumiony i trochę zmieszany, pokiwał głową, milczał długo, zażył tabaki, potém począł przechadzać się po pokoju.
— Zły interes, rzekł — zły! Nie ma po co jeździć w istocie. Ale gdzieżeś się wpan u licha mógł tak rychło uplątać? Chyba z jaką garderobianą, boś tu nawet, o ile wiem, nikogo nie widział.
— To rzecz moja.
— A nie wykręt?
— Nie mam zwyczaju kłamać, ani potrzeby się wykręcać!
— Ślicznie robisz, ale to do licha głupio!
— Wróćmy do towarzystwa, rzekł Jerzy.
Maks rozpowiadał o swojém gospodarstwie, jak wprzódy o muzyce, doskonale umiejąc się przechwa-