Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

189
JASEŁKA.

pan Jędrzéj simplex servus Dei; ależ ojciec, ale dobry człowiek: jak mu pani da lekcyę, nauczy się jéj i wyrecytuje.
— Zawsze coś swojego dołoży.
— Tak, toby mogło wypaść niebardzo szczęśliwie. Zawsze jednak kiedy nie ma kogo użyć, trzeba tego co jest; liczcież trochę i na to, że ja stary intrygant, jestem także na wasze usługi. Tylko na mnie znów rachunek niewielki, bom papla.
— A! zlitujże się! nie wygadaj!
— Nie! nie! w innym razie, może; tu jestem jako lekarz przy pacyentce: radzę.
Pani Jędrzejowa ruszyła ramionami, zbliżyła się do ucha doktora i szepnęła mu:
— Tylko mnie nie zdradź! Wiedz, żem złapała list, który chciała pisać do niego...
— Pierwsza ona! to źle! to bardzo źle!
— Dla togom tak niespokojna.
— I list poszedł? zapytał doktor.
— Ale nie! spaliłam go! Uprosiłam, żeby tego nie czyniła; ale Aneta ma wolę silną, i nie dziś, to jutro zrobić gotowa co postanowi.
— Ale on? jakże z nią był? spytał Szemere: dał powód do tego?
— On... właśnie, że to rzeczy niepewne. Bóg go wie, jak z nią, jest; zdaje się, że się jakoś rozumieją, chociaż Aneta coraz traci śmiałość, dziecinnieje przy nim, i boję się, żeby jéj nie zawojował. A z drugiéj strony, mówią, jakoby się szalenie kochał w swojéj siostrze stryjecznéj.
— Coraz nowe rzeczy! zawołał Szemere. Ależ to być nie może! Sodoma i Gomora! Na to ani pobożna hrabina, ani sztywny hrabia nie pozwoli nigdy... Za-