Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

11
JASEŁKA.

zad prawnikowi śledzącemu chciwie, jakie na nim wrażenie zrobi ten cios niespodziewany, pozbawiający go położenia i majątku.
Ale na twarzy Jurasia nic nie widać było prócz wielkiego wzruszenia, którego charakter trudno przychodziło odgadnąć. Drżał i łzy toczyły mu się po twarzy.
— Smutne to są okoliczności... rzekł po chwili Szperka. Nikt nie wątpi ze znających rzecz, że testament ten, w chwili zgonu, ś. p. ojciec jego chciał i pragnął odmienić, ale wiadomo co to są ostatnie chwile człowieka: zapomina się o wszystkiém. Szczęściem — dodał — mogę zapewnić jw. pana, że testament ten, jakikolwiek on jest, dosyć nawet sobie zręcznie ułożony, ale jeśli my (uderzył się w piersi) jeśli my się do niego weźmiemy i zechcemy, będzie obalony. Jedynie powodowany ludzkością, któréj spraw mam obowiązek bronić i wspierać je, widząc oczywistą i do Boga o pomstę wołającą niesprawiedliwość i krzywdę, przybyłem tu do jw. pana, ofiarując mu usługi moje, zupełnie, że się tak wyrażę, nie chwaląc się, bezinteresowne! Zostawiam wspaniałomyślności jw. pana co uzna za słuszne, aby pracę i pot człowieka ubogiego wynagrodzić... Prawda — dodał znowu, wpatrując się ciągle w milczącego Jurasia — że będziemy mieli do czynienia z nieprzyjacielem możnym i silnym, ale i tu są środki, i na przemoc są sposoby...
Juraś osłupiałym wzrokiem poglądał na Szperkę, który nie wiedząc co trzymać o jego milczeniu, pośpieszał daléj. Dopiero gdy ten skończył, Juraś namarszczył brwi i rzekł silnie:
— Ale ja się wcale procesować nie myślę!