Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

171
JASEŁKA.

Radwanowicz z Lacyną grali sobie w warcaby, a siedzieli naprzeciw okna; Paweł dla rozerwania samotności zszedł do nich także, i spoglądał na graczów, obracając w milczeniu tabakierką.
— Robię królową, zawołał Lacyna.
— Królowa, alias dama, unum et idem, bo wszystkie królowe są damy, a wszelka dama królowa... Semiramis, zkąd zaraz... Wschód, Medya, Persya, Babilon i...
— Biorę trzy...
— Gdzie? gdzie? jak? co?
— W Babilonie!
— No mniejsza o to, odparł Radwanowicz: i ja biorę... Brać, słowo piękne, brać gdy dają i brać gdy nie dają. Ztąd wojna i bohaterstwo; znowu Aleksander macedoński, ku któremu wracać lubię, bo to był wielki człowiek choć hulaka; dalej Arystoteles, i cóż? Kwintus Kurcyusz? Pan czytałeś Kwinta Kurcyusza, mości Lacyno?
— Nie.
— Możesz go i nie czytać. Kwintus nazywał się dlatego, że nos spuścił na kwintę; a chodził w kurcie, zkąd Kurcyusz. Czegoż się można nauczyć od człowieka, który chodzi w kurcie, a nos ma na kwintę? Hołota historyk, nie prawdaż? A! ale wpan go nie czytałeś?
— Nie: biorę jedno...
— Gdzie, gdzie? Tfu! No! no! mniejsza o to! Jedno, jedność, wielka i mistyczna liczba. Hen kaj pan... Wpan nie uczyłeś się po grecku?
— Nie.
— To i lepiéj... Nie masz wyobrażenia, jaki to ję-