Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

165
JASEŁKA.

panna Izabella: jeszcze słowo. Jeżeliby Trzeciakowski nie chciał przyjść do mnie, ja pójdę do niego; powiedz mu to. Koniecznie z nim widzieć się muszę.
Trzeciakowski był urzędnikiem niegdyś od wyborów, słynął ze znajomości prawa, a co lepsza, z nieposzlakowanéj uczciwości. Był on dosyć śmieszny; nosił strój z czasów, w których był młodym i ubierać się lubił; przesadna postawa, peruka, fizyognomia, sam sposób wyrażania się zbyt wyrazisty i dokładny do zbytku, czyniły go dosyć nudną karykaturą. Ale nikt jeszcze w potrzebie nie zawiódł się na Trzeciakowskim. Była to prawość i sumienie chodzące. Gdy kto miał ważną jaką sprawę, potrzebującą tajemnicy do spełnienia, wzywano Trzeciakowskiego. Choć ubogi i obsadzony dziećmi, stary był sumienny i bezinteresowny, za poradę nawet nigdy nic nie przyjął, i wszędzie gdzie był, przyjmowano go tylko łakociami, gdyż jak dziecko słodycze lubił, a prócz miodu i rodzenków, w domu przez oszczędność innych sobie nie pozwalał. Za to w obcych domach łakomy był do śmieszności.
Żereba nie cierpiał Trzeciakowskiego, i ruszał ramionami, gdy o nim była mowa, a wyśmiewał go wszelkiemi możliwemi sposoby, nie dopuszczając nawet, żeby dobrze znał prawo, cytując porobione przezeń omyłki formy, prócz których wszakże nic nie mógł mu zarzucić mimo najlepszych chęci.
Byłby Żereba może próbował nie zastać go w domu, powiedzieć, że chory, lub tym podobnie, ale mu panna Izabella zapowiedziała, że gotowa sama pójść do niego, i to zmusiło pójść prosić na poobiedzie, choć kwaśno i niechętnie.
Trzeciakowski popatrzał mu w oczy, pokiwał gło-