Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

118
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

i dziewczę wszelkiemi sposoby wzywać do dworu. Ojciec zrozumiał rzecz i zląkł się sromoty; ja obaczywszy to, oburzyłem się, — a gdy Gerard nie taił się z planem pochwycenia Marysi, którą miał zaraz wywieźć do Odessy, by ją tam na panienkę przestroić, odkrywszy co było wszystkim prócz mnie wiadome, stanąłem przed nim z gorzkiemi wymówkami.
Namiętnością rozhukana fantazya już w nim była górę wzięła; ścięliśmy się bardzo ostro.
— Słuchaj, zawołał Gerard: ktoś ty jest, żebyś mi tu nauki dawał? Jakiém prawem śmiesz mi się rzucać w oczy?
— Prawem, jakie mi dają własne twoje, głoszone codzień zasady, twoja miłość dla ludu, zalecanie sprawiedliwości.
— Co to ma do tego?
— Jak to! więc słowa nie obowiązują do czynu? Będziesz drugim zalecał czystość, a samemu brukać ci się wolno? Wieszże jaki los gotujesz téj istocie, którą poświęcasz chwilowéj fantazyi?
— Pewnie lepszy niż tutaj.
— Jaki przykład dajesz ludziom?
— Nie potrzebuję nauki.
— Potrzebujesz jéj, i musisz mnie słuchać. Radzę ci dobrze.
— Nie chcę rady.
— Nie chce jéj nigdy namiętność, ale obowiązkiem jest dla mnie dać ci ją. Ja na krzywdę starego mielnika nie pozwolę. Robiłeś coś chciał z innemi: na krzywdę tego dziecka nie pozwolę.
— Co to jest: nie pozwolę? Tybyś śmiał?
— Co znaczy to: ty? spytałem.
— Ty, znaczy sługa...