Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




Puszczona przez sędziego wiadomość o testamencie, rozeszła się lotem błyskawicy po sąsiedztwie, i rozmaite wywołała sądy, domniemania, domysły. Maks powracając z miasteczka, przywiózł ją półkownikowej, która tragicznie ręce załamała, usłyszawszy ją. Była tam właśnie i Aneta z matką, a piękne dziewczę ciekawym uchem pochwyciło nowinę.
— Jak to? spytała Anusia żywo: ten zajmujący młody człowiek...
— Pozostanie — rzekł Maks — goluteńkim hrabią, nic więcéj.
— Ale to nie może być — przerwała półkownikowa — żeby też stryj wszystko mu miał zabrać, nic nie dać po ojcu! Wstydziłby się...
— O! to bardzo być może, i wstydzić się nie będzie! trzęsąc głową dodała matka Anety.
— Szkoda go, doprawdy! szepnęła panna. Ale cóż on pocznie biedny?
— O niego ja się najmniéj kłopoczę, rzekł Maks: on lubi swobodę i życie wieśniacze; będzie ich używał do sytu. To dziwak: z ochotą opuści pałac dla chatki, i pójdzie pracować...