Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

101
JASEŁKA.

raną?... A jeśli on mnie kochać nie zechce? a jeśli odepchnie? a jeśli?.. Ale nie! nie!...
Zdziwiła się i przeraziła zmianą, którą w niéj jedna chwila, jak iskrą elektryczną przeszywając, zrobiła; powiodła ręką po czole, wstrzęsła się i osmutniała, przysiadła w ciemnym kątku, co nie uszło baczności ludzi.
— He! he! rzekł Maks do Ottona: rodzice koło niego tańcują, to nic; ale panna, uważasz, jak zwarzona. Serduszko zakołatało! dalipan! a to będzie śmieszne, doprawdy!
Jerzy, szczęściem, nie widział tego wszystkiego: wspominał niedawne dzieje, uśmiechał się do Maksa, który podwójnem zwycięztwem ozdobiwszy skronie jako mąż i wirtuoz, chodził z miną solenizanta.
— Ktoby to nam był przed kilku miesiącami wyprorokował, rzekł Jerzy: że ty się ożenisz, a ja pójdę na zagon rolę orać.
— A dobre to były te złote czasy nasze! zawołał Maks wzdychając.
— Nie wrócą już, nie wrócą! dodał Jerzy.
— Miéj się i ty na baczności, żeby ciebie także nie ożenili, rzekł po cichu nowożeniec. Okrutnie podejrzewam Anetę, że ci już stryczek rzuciła na szyję: tylko ścisnąć.
Jerzy się uśmiechał.
— A ty, spytał Maks daléj: jak się czujesz? podobała ci się?
— Nie wiem sam... jeszczem siebie nie spytał, — i przyznaję ci się tylko, żem tak pociągającéj kobiety w życiu nie spotkał.
Maks rzucił ręką.