Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/389

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

383
JASEŁKA.

W godzinę po odebraniu testamentu, hrabia trzymając go w ręku, zszedł powoli zamyślony do pokojów żony; zastał ją bladą, wylękłą i niespokojną. Widok tego papieru dostateczny był do wznowienia jéj obawy; musiała usiąść, aby mąż nie postrzegł jak drżała, nie śmiejąc pierwsza zagadnąć go o wielką tajemnicę.
— No! rzekł hrabia ponuro i sucho: nareszcie mamy już wolę nieboszczyka, chociaż nie wiem prawdziwie, czy ją wyraził w sposób dosyć prawomocny.
— A! tam gdzie się rzeczy tyczą stosunków rodzinnych — szepnęła hrabina — czyż potrzeba form i prawa?
— Zawsze, moja pani, zawsze, odparł Rajmund. W tém, zdaje mi się, różnią się wielce nasze pojęcia, jak zresztą w wielu innych rzeczach. A choć w téj sprawie żadnéj nie mam potrzeby stosować się do twoich przekonań, bo to całkiem moja rzecz, chcę ci się przecię z moich myśli wytłómaczyć i objaśnić je.
— Słucham, kochany Rajmundzie. Cóż tam znalazłeś?
— To, o czém nie wątpiłem. Herman o synu, którego nie miał, który jego władzą rodzicielską pogardził i z domu uciekł, ani nawet wspomina... majątek cały mnie zapisał!
Marya zbladła, pochyliła głowę i załamała ręce. Rajmund mówił daléj:
— I tak powinno się stać było. Wy tam się nad nim rozczulacie jak nad bohaterem, a to po prostu awanturnik, który szkoda tylko, że imię nasze nosi.
— Mężu kochany, nie sądźmy!
— Nie sądźmy, gdy nie ma z czego: sądźmy i karzmy surowo gdy jest za co! odparł hrabia.