Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/371

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

365
JASEŁKA.

przez dumę za podróże przedsiębrane dobrze się wywdzięcza, stawił się raniuteńko najętą furką, i wysiadł u Żółtowskiego, gdzie herbaty z rumem się napiwszy, a potém zjadłszy śniadanie skropione parą kieliszków, których droga odbyta dla pokrzepienia wymagała, o godzinie dziesiątéj zaproszony został do pana hrabiego.
Rzecz już była wiadoma.
Hrabia Rajmund przyjął sędziego w swoim pokoju. Ten przybywszy, pocałował go w ramię, ukłonił mu się dziesięć razy, i siadłszy na rożku kanapy, chustką ocierając czoło, uznał, że co tylko mówi jw. hrabia, jest niezmiernie słuszne, niesłychanie trafne, i nie mógł wydziwić się nadzwyczajnej przenikliwości umysłu pańskiego. Złożony na ręce swe testament, przyjął Korokotowicz w troskliwą opiekę, obiecując zaraz nazajutrz zawiadomić o otwarciu, które w urzędzie nastąpić miało.
Przy téj zręczności pan Korokotowicz-Mejszagolski nie omieszkał wiele ciekawych rzeczy opowiedzieć hrabiemu: jak horodniczy postąpił sobie z pewnym kupcem, o czem już poszło sekretne doniesienie do gubernatora; jak wielkie było podejrzenie, że podsędek szpakowatego konia nie kupił, chociaż go z jarmarku przyprowadził; jak plotki chodziły o aptekarzu, że kocha się w córce doktora, który ją znowu chciał wydać za urzędnika eleganta do osobnych poruczeń. Hrabia tego wszystkiego nie słuchał, ale nim podano drugie śniadanie, musiał gościa bawić, a ten wywdzięczał mu się jak umiał, tém co go najbliżéj obchodziło.
Obszerniéj nieco a ciszéj rozwiódł się Korokotowicz nad podaną prośbą osobistą przeciwko pani sędzinie, przez pana marszałka, w rzeczy należnego jéj długu,