Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

341
JASEŁKA.

słuchał o twoich nieszczęściach! Mój Boże! jakie zmiany! A! mam ci też wymówić, że przedemną, którego znasz serce, nigdyś się nie zwierzył otwarcie.
I począł go ściskać gwałtownie.
Juraś, któremu łatwo było przemówić do serca, ścisnął go za rękę.
— Co tu robisz?
— Przypadkiem zatrzymałem się tu, jadąc do Danowa do półkownikowéj, bo wiesz zapewne, że się z nią żenię. Kobieta, jakich nie ma, istota z wybranych wybrana. Ale co za szczęście, że cię tu spotykam!
Juraś wysiadł do niego.
— Patrz, widzisz tam, w dolinie, ten domek ocieniony starem i lipami i klony: to moje gniazdo szczęścia zielone, to mój raj!
Nie mówił, że Ewa była trochę ospowata.
— Winszuję ci.... rzekł Juraś.
— Niechże mi teraz mówią, że nie ma losów, fatalności, przeznaczeń! Któżby się spodziewał, że tu spotkam miłość, która wybuchnie gwałtownie, tak wielką, tak niepohamowaną, tak cudownie wzajemną, że mnie obleje takiém szczęściem nieziemskiém!...
Juraś poczuwszy, że Maks deklamuje, zmilczał.
— Mój przyjacielu, mój najdroższy przyjacielu! dodał Fermer, ściskając go znowu tak, jak go nigdy wprzód nie ściskał — tyleśmy o tobie z nią mówili, tak ciągle przytomny byłeś sercu mojemu i pamięci! Mogę ci zaręczyć, że ona także poślubiła gorące moje dla ciebie uczucie... i tak pragnie cię poznać!
Juraś widocznie się zmieszał.
— Patrz, wszak to tylko kilkaset kroków... zrób mi tę największą w świecie łaskę, wstąp! Siadaj ze