Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

325
JASEŁKA.

— Bóg to wie jeden: ludzie w tym stanie męczą się czasem długie lata, lub umierają w godzin kilka... Na wszystko gotowym być potrzeba.
— Jest więc groźba śmierci? spytał Otto.
— Prawie pewność.... odparł doktor.
— Jestże jaki ratunek, któregoby użyć można jeszcze?
— Spróbujemy wszystkiego, a najprzód drugiego, trzeciego, innego lekarza; proszę was o to, bo się lękam.
— Odzyska mowę? pytał wciąż Otto.
— Nie wiem.
— Nic więc nie przyrzekasz...?
— Pracować z wami.
W czasie téj cichéj a szybkiéj rozmowy, Juraś wciąż siedział przy ojcu, który za najmniejszém jego oddaleniem się tyle okazywał niespokojności, tak uporczywie ścigał go oczyma, że biedne chłopię musiało natychmiast powracać i nieodstępnie czuwać przy nim.
Noc przeszła w obawie i zamieszaniu. Hrabia Rajmund, któremu Otto przedstawił Jurasia, zbył go pogarddliwém wejrzeniem i do zbytku zimnym ukłonem z daleka. Nie przemówiwszy do niego słowa, odszedł zaraz do siebie.


Nazajutrz, chociaż stan chorego nieco się polepszył, nie odzyskał jednak mowy, ani władzy, a stan ten obezwładnienia oddziałać musiał na starca, który okazywał się coraz bardziéj zniecierpliwiony i niespokojny.
Za każdém przybliżeniem się hrabiny, rwał się jakby coś chciał do niéj przemówić; oczyma starał się