Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

300
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Nic: morzę się głodem, leczę dyetą.
— Czasem wyborna rzecz, ale w późnym wieku... Tylko że to my niestarzy? Ej, hrabio! pamiętasz, jakeście mi to śpiącemu twarz kredą popisali w różne figle, utrzymując potém, że przez omyłkę wzięliście mię za czarną tablicę. Patrzcie-no, i od tego nie wybielałem; tylko mi się na starość skóra pomarszczyła gorzéj.
A po chwili dodał:
— Nie napiłbyś się co chłodzącego?
— Nie, nie; nic! tylko spokoju! odpowiedział hrabia.
— A rozmowa?
— Nie mogę mówić: niecierpliwi mnie.
— A jutro pozwolisz się odwiedzić?
Herman kiwnął głową. Szemere wysunął się po cichu ruszając ramionami.
— Co to jest? spytał go Żółtowski.
— Co jest, przyznam ci się, dobrze nie wiem — odpowiedział doktor — ale nic pocieszającego. Gorączka silna. Zgryzł się czy zgniewał?
— Sądzę, że oboje razem.
— Dla starego to źle: często taka rzecz zabija. A co to tam takiego? nie możnaby znać powodu?
Żółtowski zamilkł jak kamień; Szemere popatrzał i nie pytał.
Noc przeszła dosyć spokojnie, ale w pokoju chorego nie zaszła żadna zmiana. Mimo nalegań Pawła, nie chciał się położyć i pozostał w fotelu. Dokładano drewek do ognia, a stary biedny Siermięzki drzemiąc pilnował pana, nie chcąc się dać wyręczyć, mimo jego nalegań.
Siadł w kącie na stołku z tabakierką, zwiesił głowę na piersi, a że go sen morzył, więc to usypiał głęboko i chrapaniem się zdradzał, to nagle przebudzał się