Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

293
JASEŁKA.

— Nie potrzeba, to nic, przejdzie. Dowiedz się tylko o co cię proszę.
I wyciągnął się pogrążając w krześle; ręką wskazał drzwi Żółtowskiemu z prośbą o pośpiech.
Paweł się tymczasem krzątał niespokojny, popłakiwał a łajał pana, to bolejąc nad nim, to przeklinając upór jego...
We dworze z przyspasabianych leków zaraz wszyscy dowiedzieli się o słabości, i gdy się wieść o niéj rozeszła, brat i bratowa pośpieszyli do drzwi Hermana.
Rajmund bardzo był nierad temu, jak każdéj rzeczy co go ze zwykłego stanu wyprowadzała. Bratowa z poczciwém swém sercem, szczerze chciała przynieść mu ulgę: ale ich wszystkich odprawił Herman, uśmiechając się dziwnie i zbywając potrzebą odpoczynku. Zostali więc sam na sam z Pawłem, który mruczał...
Hrabia wpatrzywszy się w ogień, po swojemu milczał uparcie.
Żółtowski nie tracąc czasu, pojechał zaraz do Robowa, ale tam nie znalazł Martynka, który był właśnie w pasiece, dokąd potrzebne przybory, po odbyciu paroksyzmu febry, znosił z troskliwością przyjaciela, chcąc biedną chatę uczynić wygodniejszą. W pół godziny dopiero czasu spędzonego na rozmowie z Ottonem, rozpytującym o starego kolegę, przybiegł Martynko zmęczony chorobą i chodzeniem, osłabiony i zbolały.
— A cóż tam?
— Nic... trochęm chory.
— Więc go szukać nie możesz?
Martynko milcząc ruszył ramionami; tu mu ciężko było kłamać.
— To nieszczęście, — a tu się nam stary rozchoro-