Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

288
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

hrabiemu przyszła fantazya ruszyć z domu, a gorzkie przez całą drogę robiąc wymówki, z placu nie ustąpił.
Na tym sławnym noclegu w Robowie, ile nagderał, wypowiedzieć trudno. Pan milczał i znosił.
Teraz Paweł z tabakierką w ręku, osmutniały stał we drzwiach domu, i myślał o tabace, którą znowu mu jaki zły człowiek mógł ukraść. On tak tarł tabakę jak hrabia Rajmund robił machiny. Najprzód szło mu dosyć nieszczęśliwie; powtóre sam choć miłośnik jéj, zażywać musiał cudzą, bo do swojego nosa zastosować jéj nie umiał, a to odejmowało reputacyę.
Dochodził on od lat dwudziestu urządzania tabaki na sposób owéj sławnéj pińskiej; utrzymywał nawet, że gdy się na niéj ludzie poznają, dorobi się majątku: ale mu nie szło i nie szło. Winien był skład okoliczności zawsze: to liść za zielony, to za stary, to naczynie, to popiół, to deszcz, to pogoda, a tabaki zażywać nie było można. Schła ona i marniała, nikt zużytkować jéj nie miał odwagi: raz za słaba, to za mocna, zbyt przesolona lub przefarbowana, miała wady, których się pozbyć nie było podobna. Czasem Paweł dla miłości bożéj robił z niéj jałmużnę żebrakom, których nosy wprawiały w podejrzenie, że zażywaćby ją mogli; ale i ci, jak twierdził Lacyna, za bramą jéj skosztowawszy, wysypywali na śmieci. Dosyć było pochwalić jego tabakę, by zostać Pawła przyjacielem; dość ją zganić, by sobie w jego oczach zaszkodzić i być nawet podejrzanym o niedobry charakter. Znający już tę słabość, kosztem opuchnienia nosa przekupowali go sobie.
Ale dziś nawet sięgnienie do tabakierki i prośba o funt tabaki nie byłyby ujęły Pawła, który był zajęty w duchu łajaniem swojego pana.