Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

281
JASEŁKA.

pojmę. Więc na takie dusze i fałsz działa jak prawda, i udanie jak uczucie?
— Te dusze są jak rany, które i uderzenie i pogłaskanie równo boli.
— A! jak to mamcia ślicznie powiedziała!
— Ślicznie? gdzież tam! i uśmiechnęła się hrabina, całując w czoło dziecię. Nie pięknie, ale może prawdziwie. Gdy się rana zasklepi, a była głęboka, późniéj już traci czucie na razy i pieszczoty.
— Smutna to rzecz życie! westchnęła Lola, myśląc o młodym chłopaku.
— Ale co to się stało temu drugiemu, moja mamo? czego on uciekł?
— Nikt tego nie wie, zdaje się, że zachorował.
— Czy mama go uważała?
— Trochę, z daleka.
— Jaki on był piękny, kiedy wyszedł taki drżący, taki różowy cały, a taki silny i tchnący jakąś prawdą! Przy nim ten Maks zupełnie wyglądał jak ów kuglarz, mama wie, co to tu kiedyś sztuki pokazywał, eins, zwei, drei... nawet rękawy miał tak zatoczone jak on.
Hrabina zaczęła się śmiać mocno.
— Jeszczem tak pięknego mężczyzny nigdy nie widziała w życiu, rzekła naiwnie Lola, przywykła z każdéj swéj myśli przed matką się tłómaczyć. Przysięgłabym, że musi być poczciwy i dobry.
— Moja Lolciu, co ty też pleciesz!
— A jużciżby mi się tak nie podobał, gdyby był nic dobrego! dokończyła śmiejąc się Lola.
— A! ty główko szalona!
— Moja mamciu, ja ci się pewnie modlić nie daję: każ mi milczeć!