Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

262
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

chłopak. Mógł się w las rzucić bez drogi; niczego się nie lęka; fantazye ma dziwne.
— Odważny? spytał hrabia.
— A! panie, mężny i silny jak lew!...
— Takim go mieć chciałem! A niewygody?
— Ależ to dziecko stepu i dusza kozacza, jak się sam nazywa.
To cud, to moje dziecię! I stracić je! Gdzież on? gdzie on? mówcie! ratujcie! wołał Herman.
— Jego, panie i szukać darmo, i znaleźć trudno, chyba trafem. Jeśli mi każecie próbować, spróbuję, ale nie ręczę, odparł Martynko, kłamiąc coraz śmieléj.
— Potrzebować będziesz pieniędzy, przerwał hrabia — i ty, i on jeśli go znajdziesz.. bierz....
Przywyknienie do skąpstwa wstrzymało hrabiego.
— Słuchaj, Żółtowski, rzekł zapytując go wejrzeniem: czy Martynkowi zaufać można?
Na to stary ruchem odpowiedział, że jest nieposzlakowanéj uczciwości.
— Ile mam dać?
— Co pan chcesz! odparł Żółtowski.
— Daj mi pan z pięćdziesiąt złotych, rzekł Martynko namyślając się; potém się obrachujemy.
— Głupiś, dzieciaku! zawołał hrabia: masz tysią c nie żałuj! płać, przepłacaj, najmuj, śledź, bylebyś mi go odszukał, a gdy znajdziesz....
— Jeśli go znajdę?
— Daj mi znać, żebym mu przysłał ile zechce. Ja go nie zobaczę, póki się sam nie przekona, żem dla niego nie myślał być tyranem, że jest wolny i będzie wolny...
Martynko przelękły obracał w rękach pieniądze.