Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

258
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Masz słuszność! ale cóż począć? dać mu ginąć?
— A może znajdą się środki... rzekł Żółtowski. Wszakże jadąc tu, wcale się go pan widzieć nie spodziewałeś, nie wiedziałeś nawet o życiu dziecięcia. Bóg ci je dał zobaczyć, dość na tém; resztę zostaw temu samemu Bogu. Niech go tęsknota i miłość sama przyciągnie do domu i do ciebie.
I skinął na sługę stojącego ciekawie u drzwi, aby odszedł.
— Ja nie lubię mówić, wysilając się dodał: słowo, to najniebezpieczniejsza rzecz w świecie. Wyleci ptaszkiem, nie wciągniesz go wołem, to stara jezuicka, ale dobra maksyma. No, ale na ten raz i mnie się gęba rozwiąże... Hrabio! uspokój się, pomyśl na miły Bóg, co robisz?
— Widziałeś go! widziałeś, przerwał Herman — jaki piękny! jaka szlachetna twarz, jaka postawa, jak znać, że w jego żyłach poczciwa krew płynie!.. A! rzekł hrabia łamiąc ręce kościste: myślałem, że się go wyrzec potrafię, żem się go już zaparł i zapomniał; a gdym ujrzał, krew mi buchnęła do serca, poznałem go od razu, i on poznał mnie. Lecz byłemże ja dla niego tak strasznym tyranem, tak nielitościwym ojcem? Nie czułże on serca we mnie ani dla mnie?... A! Bóg mnie skarał straszliwie... Gońmy go, pochwyćmy, a wówczas...
Gdy ta scena odbywała się w izdebce, Martynko ledwie Janka do chaty w pasiece wepchnąwszy, i powierzywszy staréj żonie pasiecznika, z poleceniem, aby nikt w świecie o nim nie wiedział, — sam pomiarkował, że mu powrócić trzeba i udawać jakoby wprost przyszedł z Zarubiniec. Wypadł więc do izdebki, i tra-