Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

245
JASEŁKA.

— Mistrzu! jam twoja! ja czekałam na ciebie!
— Ale jeśli ma męża, to się okrutnie oszukam! rzekł Maks w duchu, strojąc wiolonczellę... Rozwody są kosztowne, prawie niepodobne. Mniejsza o to: mam pieniądze, pójdę daléj!
— Jeżeli się darmo skompromituję — myślała półkownikowa — pierwszy raz w życiu!.. No! to pojedzie sobie ztąd, i śmiać się będę z niego, i nikt mi nie będzie mógł nic zarzucić! A! być kochanką zapału; być żoną natchnienia, być towarzyszką mistrza tonów, ulubienicą poezyi: co za szczęście!
W tejże chwili drugi dramat cichy, ale innego rodzaju, szczery i święty jak modlitwa, odegrało czworo innych oczu w tejże sali. Biedny Janko wszedł na estradę drżący tak, że mu omal nóty z rąk nie wypadły, nie śmiejąc oczu podnieść.
Skromne jego ubranie i podrzędne stanowisko niczyjego nie zwróciły oka; tylko Lola jakimś przypadkiem wzrok dziewiczy skierowała ku niemu nieśmiało, i już go zwrócić od téj twarzy oblanéj rumieńcem bolu i wstydu nie mogła. A Janko, gdy podniósł powiekę załzawioną, trafem jakimś źrenicę powiódł ku niéj, i olśniony pięknością dziewczęcia, u tkwił w niéj oczy przestraszone jakby nieziemskiém zjawiskiem.
Tam była komedya, tu życie, a we wszystkich tych piersiach biły serca równie żywo; — tylko w sercu Janka i Loli zamiast niepokoju zrodził się jakiś smutek błogi, nieopisane bojaźni, szczęścia, ubłogosławienia uczucie, którém wschodzi pierwsza w życiu wielka a święta miłość.
Lola odwróciła twarz zapłonioną, Janko jeszcze bardziéj drżący poszedł do fortepianu dać a tryumfatorowi, który zabierał się grać swój kaprys z tema-