Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

228
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

się nie poznają na tém co piękne. Maluczkich, mądrych piękności nie zrozumieją, chyba inicyowani; ale wielkie a proste pojmą wszyscy, jeśli nie głową, to sercem.
— A, co mi tam! zawołał pseudo-artysta: pojmą nie pojmą! Tu chodzi tylko o oklaski, a oklaski, dowiedziona rzecz, zyskuje się tylko przesadą, sztuczkami więcéj niż sztuką, figlami, chustką, miną i fryzurą równie jak smyczkiem.
Otto się zmarszczył na tę teoryę.
— To już i nie muzyka i nie sztuka, rzekł poważnie: to kuglarstwo i sztuka produkowania się, po prostu umiejętnego sprzedawania siebie, w co ja się nie wdaję. Graj sobie i rób jak chcesz...
— O! ja ich poprowadzę jak zechcę! rozśmiał się Maks uniesiony; zagram im na jednéj strunie, albo tylną stroną smyczka, i będą uszczęśliwieni.
— Daj mi pokój! ofuknął Otto groźnie.
Wchodzili właśnie do domu, u którego ganku oczekiwali ich Martynko i Janek; a Maks usłyszawszy z dala głos Zbója, zawołał:
— Dobry wieczór!
— Witajcież nam goście! rzekł śpiesząc naprzeciw nim Janko. Cożeście tak długo Żółtowskiego męczyli? czy on was?
— Bawiliśmy, ale z przeproszeniem nie tam gdzie sądzisz...
— No! a gdzież?
— W pałacu.
— W pałacu? podchwycił Janek niespokojny, u hrabiego?
— Byliśmy tam na herbacie! rzekł lekko przechwalając się Fermer.