Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

227
JASEŁKA.

— Przyznasz pan, mówił prędko Maks: że talent ma coś w sobie, co go objawia nawet oczom nieusposobionym do widzenia; ma gwiazdę, co go wiedzie. Sam pan uważaj: znasz hrabiego, mówiliśmy nieraz o nim, a jednak! Cóż pan powiesz na to niespodziane z nalezienie się?
— Ja, nic a nic... odparł Otto, ruszając ramionami.
— No, ale przecię jak pan to wytłómaczysz?
— Nie będę tłómaczył.
— Ja wykładam to przeznaczeniem! wierzę w losy, jestem fatalistą! wołał w zapale Maks. Czuję, że się tu gotuje coś stanowczego w mojém życiu... zobaczysz pan! Ten koncert będzie stanowił epokę w niém! Co mi pan radzisz grać?
I przeskakując myślą do czego innego, dodał:
— Nie prawdaż, że choć to na wsi, krawat muszę włożyć biały? Frak można ciemno-zielony... włosy zleję huile antique... kamizelka jest wielką kwestyą.
— Największą to, co będziesz grał, mój kochany, odparł Otto, ruszając ramionami z niecierpliwością. Na kamizelkę twoją nikt, ręczę, patrzeć nie będzie.
Maks zżymnął się.
— A! co do grania, rzekł: wszystko jedno co im się zagra. Ci ludzie na niczém się nie poznają; byle śmiało, porywisto, od ucha; byle przesadnie, a wycieniować do mdłości: oni będą klaskali!
— Ale na Boga! przerwał Otto: czyż to powołanie artysty grać byle co, dla tego, że słuchacze się nie poznają i nie rozróżnią dobrego od złego! Karmić ich fałszem dla tego, że o prawdzie nie wiedzą! Wszak-ci zadaniem artysty jest kształcić, podnosić, uczyć, rozrzewniać; wszak grasz nietyle dla nich, co dla sztuki i dla siebie? Wreszcie mylisz się bardzo, sądząc, że