Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

212
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Po twarzy jego tak ułożonéj, aby malowała wielkie doznane wrażenie, poznać było łatwo, że dla tego tylko milczał, iż chciał, aby go na opowiadanie wyciągano, które ogromne uczynić powinno było wrażenie.
W takich razach Maks instynktowo naśladował ruch zwykły wielkich ludzi obciążonych brzemieniem myśli: tarł czoło, zarzucał włosy, i lwią grzywę żelaznemi targał rękami. Ale Otto nie pytał, Martynko nie śmiał, i Janko dopiero po chwili go zagadnął:
— No! cóż ci to Maks?
— Nic mi, nic... Każ mi dać wody, proszę... Zawsze mnie wielkie doznane wrażenie o taki stan przyprawia.
— No? czyś psa wściekłego spotkał? zapytał Otto.
— Może bydło wracające z pola? zagadnął Janko.
— Proszę was... dajcież mi pokój!
To „dajcie mi pokój“ zachęcało do pytań, budziło ciekawość.
— Doprawdy? cóż ci to jest? czy sekret?
Maks chwilę pomilczał, potém westchnął głęboko, i jakby przymuszony dodał wpół do siebie:
— Nie — alem miał spotkanie, które głębokie piętno zostawiło w mojéj duszy.
— Tu? w lipowéj ulicy? spotkanie?... podchwycił Janko.
— Tu! — rzekł Otto ruszając ramionami — no, to chyba z hrabiną!
— Rzeczywiście spotkałem hrabinę, odparł Maks poważnie. Miałem szczęście zbliżyć się do niéj, poznać ją lepiéj. Dusze wyższe łatwo się porozumiewają, Co za rozum! ile uczucia! Co to za anioł ta jéj córka! co za dystynkcya!